Biorąc w ręce jakikolwiek przewodnik opisujący Beskidy lub Ziemię Wadowicką przed 2010 rokiem odnajdziemy opisy Beskidów gdzie najstarsze ślady bytności człowieka datowane są 4 – 5 tys. lat p.n.e. /za wyjątkiem Jaskini Obłazowej w Pienińskim Pasie Skalicowym/. W związku z budową zbiornika na rzece Skawie w Świnnej Porębie, gdzie będzie zalanych znaczna część terenów Gminy Mucharz, uzyskano znaczne środki na prace archeologiczne.
Grupa archeologów pod kierownictwem prof. Pawła Valde Nowaka z Krakowskiego Uniwersytetu Jagiellońskiego znalazła miejsca gdzie przed 15 tys. lat istniały już co najmniej dwa niewielkie stałe osiedla. Są to sensacyjne odkrycia przesuwające zaludnienie na górskich terenach Ziemi Wadowickiej o minimum 10 tys lat w przeszłość.
W początkach swojego istnienia kościół w Wadowicach należał do parafii w Mucharzu. Później Wadowicki kościół przeszedł pod parafię w Woźnikach, aby w 1470 r. uzyskać samodzielność.
Edward Kozikowski – Z Wadowic do Mucharza
Tak łatwo wyjść z Wadowic w słoneczne południe,
zaczerpnąwszy w manierkę wody z miejskiej studni,
i uśmiechem ostatnim pożegnawszy rynek,
obudzić mocnym krokiem drzemiący gościniec.
Ktoś zdoła tego traktu wypowiedzieć piękno,
idące z dwóch stron naraz śladem wszystkich tęsknot,
od których cmentarz jeno w orszaku kasztanów
na wyniosły pagórek zaszedł i przystanął.
Ale i to nie wszystko, bo na tle błękitu
wyrasta sto drzew naraz i dziesiątek szczytów,
i tysiąc chmur wędruje różnymi drogami
w rozległej panoramie otwartej przed nami.
Z tego miejsca jednego można dognać lotem
i pochwycić w mig słońce za warkocze złote,
aby w drodze powrotnej, co czeka nas jeszcze,
pić radość prosto z serca i poić nią przestrzeń.
Tam dalej – idzie droga równa i szeroka,
w towarzystwie chat różnych wyrosłych po bokach,
z których każda co najmniej zaprasza do środka,
jakby na nas czekała na gościńcu spotkań.
Błogosławimy radości wszystkich gospodarzy,
którzy śmieją do nas pełnią dobrych twarzy –
błogosławmy chałupom, co aż tu wybiegły,
aby zajrzeć nam w oczy rumieńcami cegły –
błogosławmy każdemu, co idzie gościńcem,
bo idzie z dobrym słowem jak z zbożowym wieńcem.
Ostatni dom nas żegna za jakimś zakrętem –
droga sunie pod lasem w sposób niepojęty,
a w gęstwinie drzew różnych, co zeszły się tutaj,
można siebie zagubić jak melodię w nutach.
Lecz Chrystus Frasobliwy co przysiadł na lipie,
wyprowadzi nas dalej – prosto na Ponikiew,
a ptakom, co się zbiegły ze wszystkich bezdroży,
każe śpiewać po drodze jeden z hymnów bożych.
Tutaj plant kolejowy miniemy na lewo,
tam – karczmę, co się wsparła zalotnie o drzewo,
kapliczkę jedną, drugą spoza tych zakrętów,
skąd patrzy tak na wszystko jeden z wielu świętych.
Wreszcie i Gorzeń Górny, a za nim tuż prawie –
Ponikiew, zagrzebana w dolinę Zaskawia.
Tu potok jak wiewiórka skacze po kamieniach
i porusza młyn stary kaprysem ramienia,
które spada na koło z niebywałą siłą,
jakby chciało zgruchotać konstrukcji zawiłość.
Na rumiankach, co legły dywanikiem płowym
Po obu stronach traktu, można złożyć głowę
I słuchać szumu wody, i śledzić obłoki,
Ścigające się z wiatrem, a może z potokiem.
A gdy wszystko się zmieści w jednej opowieści,
która zarys legendy odnajdzie w beztreści,
trzeba przerwać marzenia, wrócić na gościniec,
i posłać pocałunek miłosny dolinie.
I znów – wierzby, kasztany i dziesięć zakrętów,
i góry wydźwignięte na kilkaset pięter –
wreszcie stary budynek, co w cieniu drzew przysiadł –
to karczma, ale jaka?... To karczma U rysia!
Wśród cegieł drzemie pono przerwana rozmowa,
i zaklęcie czarownic w dwóch nieledwie słowach,
i coś jeszcze poza tym, o czym się nie mówi,
by Boga nie odrazić i duszy nie zgubić –
bo podobno czart mieszka w tym przydrożnym dębie,
ale to mówią tylko tu – w Świnnej Porębie.
A my idziemy dalej – jak pod ścianą skał jakichś,
po których sosny pną się w towarzystwie ptaków,
a każda z tych sosen w pazurach korzeni
trzyma, jak sakwy złota, pięć najmniej kamieni.
I znów plant kolejowy i szeroka Skawa,
która tu dziwne harce po skałach wyprawia –
i bije fal pianami i pieśń dziwną miota,
co ginie w tej wiklinie jak czyjaś tęsknota.
I tak już do Czartaka, w którym śpi historia –
W trzywiekowym istnieniu i ariańskich gloriach.
Tu podobno ktoś miłość pozostawił na straży
i serce zamurował w ścianie – za ołtarzem –
tu podobno ktoś kazał nawet wroga
za cenę wszystkich świętych i jednego Boga –
tu podobno ktoś mieszka od od trzech niemal wieków